piątek, 26 kwietnia, 2024
Flesch Mazowsza

Pałacowe koty „na etacie”

Trwającą trzy lata budowę Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie zakończono w 1955 roku. Budynek miał już wtedy pierwszych lokatorów. O zamieszkujących piwnice wieżowca kotach rozmawiałam z rzeczniczką prasową PKiN, Kingą Jędrasik.

Od jak dawna piwnice Pałacu Kultury i Nauki zamieszkują koty?

Historia pałacowych kotów jest dłuższa niż istnienie samego pałacu, ponieważ na tym terenie bytowały one jeszcze przed wojną. W miejscu, w którym obecnie znajduje się Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, istniało dawniej osiedle mieszkaniowe, które upodobały sobie koty. Były lubiane i dokarmiane przez mieszkańców. Wraz z nadejściem wojny, kiedy lewobrzeżna Warszawa została niemal zrównana z ziemią, koty, którym udało się przeżyć, bytowały w powojennych ruinach kamienic. Wraz z początkiem lat pięćdziesiątych, kiedy rozpoczęła się budowa Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, koty często odwiedzały pracowników, z którymi zaczęły się spoufalać. Już na etapie wylewania fundamentów, kiedy budowniczy stworzyli sobie prowizoryczną stołówkę, zwierzęta do nich podchodziły, z prostej przyczyny – były przez nich dokarmiane. Po zakończeniu budowy w 1955 roku, wraz z samym Pałacem otwarto także restaurację „Trojka” i „Kongresową”, których zaplecze komunalne i wyrzucane do śmietników resztki, przyciągnęły koty. Zwierzęta tak polubiły to miejsce, że zadomowiły się w pałacowych piwnicach, początkowo na poziomie minus jeden.

A jak zmieniał się stosunek pracowników Pałacu Kultury do tych nietypowych lokatorów w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat?

Od początku były to koty dzikie, wolno żyjące i nikt ich specjalnie nie kontrolował. Natomiast ich populacja bardzo szybko się zwiększała i w kulminacyjnym momencie żyło ich w pałacu około trzydziestu. Zaczęło to stanowić problem, w postaci nieczystości i przykrego zapachu. W tym miejscu pojawia się nieoceniona rola pani Elżbiety Michalskiej – pracownicy Pałacu, która postanowiła zająć się kotami. Pani Ela – wielka miłośniczka tych stworzeń, kupowała z własnych środków karmę, sprzątała po nich i w pewnym momencie przekonała kierownictwo PKiN do tego, by sformalizować bytowanie dzikich lokatorów w budynku. Kierownictwo podjęło wówczas decyzję, by przenieść je na poziom minus dwa, gdzie zaadaptowano jedno z pomieszczeń na ich potrzeby. Do dziś znajdują się w nim leżanki, kuwety, miseczki z wodą i z jedzeniem. Śmiało mogę powiedzieć, że od tego momentu koty były już „na etacie” w Pałacu Kultury, bo rzeczywiście ich obecność odstraszała gryzonie. Pani Ela nawet ponazywała zwierzęta, była jedyną osobą, którą tolerowały. Pałacowe koty są dziko żyjące, wychodzą z budynku kanałami, ich spacery nie są przez nas kontrolowane. Mieszkają na poziomie minus dwa, ale z pewnością poruszają się po całym terenie pałacowych piwnic. Co ciekawe, gdy warszawiacy dowiedzieli się o zamieszkujących Pałac kotach, zaczęli podrzucać nam kolejne.

Czy udało im się zaadoptować?

Były nawet podejmowane takie próby, natomiast populacja, która w Pałacu znalazła swój dom, okazała się na tyle hermetyczna, że nie przyjmowała obcych kotów. Po prostu te nowo przybyłe zwierzęta nie były w stanie się zasymilować, nie były zaakceptowane przez grupę, więc zaprzestaliśmy podejmowania kolejnych prób. Były także prowadzone działania w kierunku adopcji pałacowych kotów, przez zainteresowanych nimi warszawiaków. Jeden z nich trafił nawet do pewnej rodziny, natomiast bardzo wychudł, chował się i wszystko wskazywało na to, że nie czuje się tam dobrze, w związku z czym właściciele zwrócili nam kota. Proszę sobie wyobrazić, że został on przywitany przez całą sforę naszych mieszkańców, koty po prostu wyszły mu na powitanie, więc jest to na tyle zgrana i hermetyczna grupa, że kolokwialnie mówiąc, daliśmy im spokój.

A do jakiego stopnia teraz ingerują Państwo w ich życie?

Tak naprawdę dbamy tylko o to, żeby miały czysto, żeby miały posprzątane kuwety, świeżą wodę i odpowiedni pokarm.

A czy mają one jakąś opiekę medyczną?

Od dłuższego czasu współpracują z nami lekarze weterynarii. Obecnie, regularnie odwiedza nasze koty weterynarz, który przyjeżdża skontrolować ich stan zdrowia. Gdy coś się dzieje, to oczywiście zawozimy koty do weterynarza, albo on przyjeżdża do nas. Lekarz świadczy nam usługi w ramach wolontariatu. Wraz z początkiem lat dziewięćdziesiątych kierownictwo podjęło decyzję o wykastrowaniu kotów, aby mieć kontrolę nad ich populacją, która w naturalny sposób maleje.

No właśnie, utrzymanie takiej ilości kotów jest dość kosztowne. Skąd pochodzą środki na opiekę nad zwierzętami?

Początkowo koty żywiły się we własnym zakresie, później karmione były przez wspomnianą Panią Elżbietę Michalską. Obecnie, jedynym kosztem jaki ponosimy jest zakup karmy mokrej i żwirku. Zakup suchej karmy finansowany jest przez sponsora, którym jest dystrybutor karmy Sanabelle- PPHU Evenement. Koszty są naprawdę minimalne, ciężko mi je oszacować. Tak jak już wspomniałam, pałacowe koty są zwierzętami wolno żyjącymi i zdobywają także pokarm we własnym zakresie, tak więc my je tylko dokarmiamy. Oddelegowany jest pracownik, w którego obowiązkach znajduje się także opieka nad kotami.

Czy rola i użyteczność kotów w PKiN nie zmniejszyła się po regularnym dokarmianiu przez pracowników?

Dokarmianie rozleniwi każde zwierzę, natomiast nie wymagamy od kotów, żeby polowały na gryzonie. W ramach własnych kompetencji przeprowadzamy regularnie deratyzację piwnic. Zwierzęta w spokoju zamieszkują podziemia, Zarząd Pałacu o nie dba, ponieważ są częścią tego miejsca. Nie mamy jednak wobec nich żadnych szczególnych wymagań. Koty żyją sobie własnym rytmem.

Ile kotów jest w piwnicach obecnie? Czy udało się państwu oszacować ich ilość?

Ciężko to stwierdzić. Koty wychodzą na zewnątrz, nie ma raczej takich sytuacji, w których cała populacja jest w tym samym czasie, w jednym miejscu. Myślę, że obecnie jest ich około siedmiu. Natomiast ze względu na przeprowadzoną kastrację, populacja maleje i rozważamy czy jej nie zwiększyć, czy nie zaadoptować kotów i nie spróbować ich zasymilować z tymi obecnie żyjącymi w piwnicach. Zastanawiamy się jednak czy nasz pomysł nie spali na panewce, bo tutejsze koty nie przyjmują żadnych innych, spoza swojego grona.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Lucyna Dąbrowska

Like this Article? Share it!

About The Author

Comments are closed.