To już po raz dwunasty w Milanówku i piąty w Brwinowie zorganizowany został Festiwal Otwarte Ogrody. I tradycyjnie już zaskakiwał tematami, pomysłami. Dawał możliwość podróży w czasie i przestrzeni. Obcowania z żywiołami, nie tylko z ziemią i powietrzem, także, może nie całkiem bezpośrednio z ogniem i wodą. Była strawa dla ducha ale także i dla ciała (kiełbaski z ogniska, do upieczenia własnoręcznie, proponowane tu i tam).
W Milanówku wszystko zaczęło się w piątek, potańcówką, poprzedzoną podkreśleniem jubileuszu czterdziestolecia Milanowskiego Centrum Kultury. Faktem jest, że wtedy został powołany do życia Milanowski Ośrodek Kultury i Propagandy (i tak była to inność – w okolicznych miejscowościach funkcjonowały ośrodki propagandy i kultury, drobiazg – a sprawia różnicę).
A później poleciało… Charakterystyczne, wcale nie trzeba było sprawdzać dokładnego adresu gdzie jest otwarty ogród. Wystarczyło po wejściu na odpowiednią ulicę skierować się na zgrupowanie zaparkowanych samochodów.
Jak było – śpiewnie, koncertowo, operowo, jazzowo i z piosenką francuską. Mogliśmy obcować z Szekspirem i z jego językiem. Było plastycznie – pastelowo, olejno i fotograficznie. Czyli, jak co roku, nad wyraz różnorodnie.
Z premedytacją nie piszę o konkretnych ogrodach i przedsięwzięciach. Po prostu: gdyby każda z tych imprez pojawiła się indywidualnie, tak zostałaby potraktowana. W momencie gdy kilkadziesiąt zdarzeń pojawia się jednocześnie – nie sposób o wszystkich napisać a nawet na nich być.
Przyznaję, co roku staję przed podobnym dylematem. A jeszcze w momencie, gdy kilka festiwali odbywa się równolegle…
Tekst i foto: (kf)
Comments are closed.