Wiele biur turystycznych oferuje obecnie wycieczki do Czarnobyla. Co więcej, moda na Czarnobyl nabrała rozpędu, zapewne pod wpływem serialu wyemitowanego przez HBO. Przez ostatnią dekadę była to atrakcja turystyczna względnie „hermetyczna”, wybierana przez nielicznych, teraz napływ turystów w liczbie nawet siedmiuset dziennie rodzi wręcz obawę, czy teren nie zostanie aby „zadeptany”.
Gwoli ścisłości, pod turystycznym hasłem „Czarnobyl” kryje się kilka odległych od siebie lokalizacji na obszarze objętym nazwą „Strefa Wykluczenia wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej”. Najkrótsze, jednodniowe zwiedzanie Strefy obejmuje kluczowe punkty: wzbogacone w apokaliptyczną symbolikę miasto Czarnobyl, odległą od niego o 20 km Czarnobylską Elektrownię Jądrową, opustoszałe miasto Prypeć położone 4 km od Elektrowni, jedną z malowniczych opuszczonych wsi oraz gigantyczny, nieczynny radar pozahoryzontalny. Wycieczki dłuższe, limitowane ze względów bezpieczeństwa w granicach 5 dni, pozwolą dokładniej zgłębić co ciekawsze lokalizacje.
Przekroczenie granicy
Wjazd do Strefy Czarnobylskiej wymaga pozwolenia i przypomina przejście graniczne, aczkolwiek zaopatrzone w stoisko ze stosownymi pamiątkami, typu maski p-gaz lub białe kombinezony. Dla odmiany, aby wydostać się ze Strefy, trzeba przejść przez bramki mierzące nasze napromieniowanie, którą to procedurę zaliczyć można z powodzeniem do atrakcji turystycznych. Niezależnie od tego jaki byłby upał, w Strefie obowiązują ubrania z długimi rękawami i nogawkami oraz kryte buty. Wbrew domniemaniom nie trzeba ich jednak wyrzucać po wycieczce. Zaleca się, aby nic nie jeść na powietrzu, a zwłaszcza nie zjadać jabłek z wyjątkowo dorodnych jabłoni, które rosną tu i ówdzie. Jabłonki mija się bez żalu, a nawet z lekką grozą, gdy uświadomimy sobie, iż wielka obfitość urodziwych owoców dostępnych na wyciągnięcie ręki zaświadcza, że nikt nie odważył się zerwać choćby jednego jabłka.
Tylko z przewodnikiem
Zasadą jest, że turystyka czarnobylska odbywa się wyłącznie z przewodnikami. Zapewnia to jako taki porządek, a zwłaszcza bezpieczeństwo, zarówno uczestnikom wycieczek, jak i Strefie. Miejsca o podwyższonym promieniowaniu istnieją nadal, zarówno te legendarne, czyli obszar Czerwonego Lasu i piwnice szpitala, gdzie porzucono kombinezony strażaków, jak i takie, na które natrafić można niestety niespodziewanie, zapuszczając się samopas poza wyznaczone szlaki.
Trzeba powiedzieć jasno, że z topografią Strefy nie sposób poradzić sobie samodzielnie, już samo miasto Prypeć nastręcza tu poważnych problemów. Groziłoby nam błądzenie po lesie, ewentualnie w chaszczach pomiędzy opustoszałymi blokami z wielkiej płyty lat 70-tych i niezależnie od tego, czy jesteśmy na Prospekcie Lenina, ulicy Przyjaźni Narodów czy na środku stadionu, kompletnie nie sposób się zorientować, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy.
Tymczasem z przewodnikiem możemy bezpiecznie zapuścić się do zrujnowanego, pełnego dziecięcych drobiazgów i sprzętów przedszkola, gdzie straszą coraz to nowe artystyczne „instalacje” z lalek i misiów. Albo też wyjść na pokryty papą dach dziewięciopiętrowego bloku, z fantastycznym widokiem na korony drzew poniżej i reaktor na horyzoncie. W towarzystwie przewodnika licznik Geigera jest nam potrzebny tylko jako atrakcyjny gadżet, bo pokazuje fluktuacje wyłącznie w bezpiecznym zakresie.
Bez presji nieletnich
Póki co, w Czarnobylu mamy jeszcze szansę zjeść dobry obiad w nowoczesnej i przestronnej stołówce pracowniczej, choć placówka przestaje już nadążać za rosnącą ilością chętnych. Dania wegetariańskie nie stanowią problemu, generalnie wybór dań przewyższa chyba restaurację w IKEA, trzeba tylko najpierw szybko przejść przez bramkę do pomiaru napromieniowania.
Warto wspomnieć o dodatkowym walorze krótkich z założenia wakacji w Czarnobylu – przez te kilka dni jesteśmy tam całkowicie uwolnieni od presji naszych i cudzych dzieci. Wstęp do całej Strefy Wykluczenia zabroniony jest bez wyjątku osobom do lat 18.
Była, przeżyła i uwieczniła:
Sylwia Pańków
Comments are closed.