W grodziskiej Przestrzeni Kulturze Przyjaznej odbył się wieczór premierowy książki „Kobiety i rodziny powstańców styczniowych zesłanych w głąb Rosji” autorstwa Agaty Markiewicz. Zainteresowana wyjątkowym tematem publiczność dopisała.
Spotkanie odbyło się w kontekście przypadającej w bieżącym roku 155-tej rocznicy wybuchu powstania 1863 r. Istotny jest tu nie tylko rys historyczny, ale i lokalny – stacja PKP w Grodzisku Maz. była w czasie powstania styczniowego areną walk, grodziski targ był miejscem egzekucji, na terenie miasta powstało carskie więzienie.
Badaczka „herstory”
Agata Markiewicz jest nauczycielką i badaczką lokalnej „herstory”, historii widzianej z punktu widzenia kobiet. Dlatego jej książka stoi w opozycji do naszych wyobrażeń ukształtowanych wg. narodowo – wyzwoleńczego schematu, wspartego literaturą piękną i malarstwem.
Tym razem na scenę historycznego dramatu wychodzą postaci drugoplanowe – żony, siostry, dzieci, całe rodziny tych mężczyzn, którzy podjęli ryzyko przystąpienia do powstania styczniowego. Krąg osób, na których późniejsze losy miała wpływ ta decyzja i które nie zawsze z własnej woli zostały uwikłane w wypadki historyczne, był więc ogromny.
Model Matki – Polki
Jak reagowali bliscy na wieść o przystąpieniu do powstania członka ich rodziny? Kobiety młode i „egzaltowane” bywały wręcz inspiracją do podjęcia tego wyzwania, zdarzały się szantaże emocjonalne, młodzieńcy, którzy się wahali mogli się spotkać z ostracyzmem. Kobiety starsze czy obarczone dziećmi reagowały inaczej, aczkolwiek model Matki – Polki czy Matki – Spartanki wysyłającej bliskich na śmierć również funkcjonował.
Czy zdawano sobie sprawę z konsekwencji przystąpienia do powstania? Z pamiętników z owego okresu można wyczytać, że młodzi ludzie podejmowali tą decyzję często zupełnie spontanicznie i bezrefleksyjnie, natomiast w przypadku ludzi dojrzałych były to decyzje o wiele bardziej świadome i zarazem dramatyczne, zdawano sobie sprawę, czym to może skutkować. Jednak gdy rodzina wiedziała o udziale w powstaniu męża, syna czy brata oczekiwano tych konsekwencji ze względnym spokojem. Najbardziej dramatyczne sytuacje wynikały, gdy bliscy nie byli o tym poinformowani, a tymczasem do drzwi pukali carscy żandarmi. Wyjątkowo poruszające są tu wspomnienia dzieci.
Walka o mężczyzn
Jakie były ówczesne wyobrażenia o Syberii, jako miejscu zesłania? Znajomość Syberii była słaba, postrzegano ją jednolicie, jako krainę katorżników jeszcze z czasów powstania listopadowego, nieprzyjazną.
W miarę upływu czasu rzeczywistość weryfikowała wyobrażenia. Nie zdawano sobie sprawy, że sama droga do miejsca zesłania trwać może 2 – 3 lata. Ale też niedogodności i czas zesłania można było zredukować zależnie od zajmowanej pozycji społecznej czy posiadanych pieniędzy.
W carskiej Rosji opartej na systemie klasowym miało to ogromne znaczenie, powstańcy legitymujący się szlacheckim pochodzeniem mieli wręcz prawo do opłacenia się za skrócenie kary czy wyjście z więzienia. Zabiegi, aby wpłynąć na los uwięzionych po upadku powstania mężczyzn, podejmowały kobiety z ich rodzin – żony i matki chodziły na odwiedziny w więzieniach i wręczały łapówki.
Separacje i wspólna katorga
Jaki wpływ miało zesłanie na dotychczasowe związki małżeńskie? Niektóre ze związków na odległość rozpadały się, czasami wręcz zesłanie było pretekstem do separacji, jak w przypadku Elizy Orzeszkowej – aczkolwiek nie było w stylu owej epoki, aby o tym się głośno wypowiadać.
Wiele kobiet pojechało na zesłanie razem z mężami, wyjeżdżały też za zesłańcami ich całe, nawet wielopokoleniowe rodziny. Paradoksalnie dla kobiet na wydaniu wyjazd na Syberię w owych czasach był większą szansą na zamążpójście – skoro mężczyźni wyjechali, to tam właśnie poszukiwali żon – Polek. Tym bardziej, że małżeństwo z Rosjanką skutkowało automatycznie tym, że wspólne dzieci będą prawosławne.
Zmiana ról i początki emancypacji
Wyjazd na zesłanie całych rodzin zmuszał je niejednokrotnie do ogromnych zmian w dotychczasowym stylu życia, do przełamywania przyzwyczajeń i społecznych oczekiwań. Wychodzono z dotychczasowych ról. Szlachcic robił mięso na sprzedaż albo szył buty. Panny z dobrych domów samodzielnie prały pieluchy, a matki korzystające uprzednio z pomocy niań samodzielnie opiekowały się dziećmi – z powodu deficytu służby domowej.
Kobiety wchodziły w krąg zatrudnienia – lub nawet mąż przejmował obowiązki domowe, gdy żona była w stanie utrzymać rodzinę np. dzięki biegłej znajomości języka francuskiego. Pobyt na Syberii dawał w tym zakresie większą wolność, nowe szanse, nie dziwiono się temu, a nawet poczytywano za bohaterstwo – przy założeniu jednak, że po powrocie do Polski wszystko powróci do stanu poprzedniego.
Zesłanie szansą?
Co ciekawe, poziom edukacji z jakiego mogły skorzystać dzieci, które pojechały z rodzicami lub które urodziły się na Syberii, był nieporównanie wyższy niż w kraju. Na zesłanie pojechało mnóstwo ludzi wykształconych, którzy pełnili rolę nauczycieli. Zesłanych zostało również wielu lekarzy, co skutkowało znacząco lepszym dostępem do opieki lekarskiej.
Autorka stawia zatem pytanie, czy aby nie łatwiej było rodzinom, które wyjechały za mężami i ojcami na Syberię, niż tym żonom i dzieciom, które zdecydowały się na rozłąkę i pozostanie w kraju, w ciężkich popowstaniowych realiach?
Aby wyrobić sobie pogląd na to zagadnienie, trzeba koniecznie sięgnąć po lekturę książki, w której wyżej zasygnalizowane wątki znajdują arcyciekawe rozwinięcie.
Tekst i foto: Sylwia Pańków
Comments are closed.