piątek, 29 marca, 2024
Flesch Mazowsza

O kobietach z XIX-wiecznego proletariatu

29 listopada Miejska Biblioteka Publiczna w Milanówku i Stowarzyszenie Milanowianki zorganizowały arcyciekawe spotkanie z Alicją Urbanik – Kopeć, autorką książek: „Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach” oraz „Anioł w domu, mrówka w fabryce”.

Okazuje się, że popularny pogląd na katorżnicze niemal życie XIX-wiecznych robotnic fabrycznych, jaki mamy chociażby z filmu „Ziemia obiecana”, rozmija się z prawdą. Ich życie nie było sielanką, jednak było życiem w duchu nowoczesnym – były żonami, matkami i pracownicami zarazem, w udany sposób łączyły wszystkie te sfery i umiały domagać się swoich praw pracowniczych.

Żyrardów – strajk szpularek

Pierwszym strajkiem robotniczym na ziemiach polskich był strajk szpularek w Żyrardowie w roku 1883 – warto znać ten fakt, bo wyraźnie charakteryzuje on przedstawicielki fabrycznego proletariatu. Oczywiście, praca w fabryce w tych czasach była zbyt mało płatna (a kobiety dostawały tylko połowę stawki mężczyzn), była ciężka i niebezpieczna – nie zachowywano jeszcze zasad BHP, groziły choroby kręgosłupa, zatrucia chemikaliami, utrata ręki lub nogi w wypadkach.

Co jednak bardzo ważne, praca w fabryce była sferą pracy zarobkowej dostępną wtedy dla każdej kobiety – zatrudniający nie pytali o przeszłość, moralne prowadzenie się itp., jak miało to miejsce w przypadku służby domowej. Dochody robotnic fabrycznych były przewidywalne, regularne, stałe i pewne – w fabrykach obowiązywał kodeks płacy, który ustalał dniówkę i tygodniówkę, nie groziło tu „widzimisię” pracodawcy.

Solidarność klasowa

Ponieważ robotnice fabryczne pracowały w dużych grupach, razem z innymi dziewczynami z sąsiedztwa, z matkami, ojcami, rodzeństwem, kuzynami – kobiety i dziewczyny nie były osamotnione w przypadku nadużyć. Regułą było, i korzystano z tej możliwości, odwoływanie się do nadzorcy zmiany czy inspektora fabryki w przypadku niewypłacenia pieniędzy czy złego potraktowania.

Zdarzały się nawet listy ze skargą (45% kobiet w fabrykach było piśmiennych) do dyrektora fabryki, a nawet osobiste interwencje u niego. Praca robotnicy fabrycznej, tam gdzie była dostępna, czyli w ośrodkach przemysłowych, dawała poczucie niezależności, wolności. Była pracą bardzo w owych czasach pożądaną, stabilną, ówczesną drogą kariery – a nie udręki, jak ją stereotypowo postrzegamy.

Praca i dom – różne wzorce

Robotnice fabryczne końca XIX wieku stanowiły też coraz liczniejszą armię kobiet, które obowiązki pracownicze łączyły z rodzinnymi, rozwiązując ten wiecznie nierozwiązywalny problem na różne możliwe sposoby: zatrudniając „baby” do dzieci, opiekując się dziećmi na spółkę z sąsiadkami, zostawiając młodsze rodzeństwo pod opieką starszego, prowadzając dzieci do fabrycznych „ochronek”, czyli przyzakładowych przedszkoli budowanych przez fabrykantów.

Zupełnie inne były losy robotnic domowych, czyli wszechobecnej w domach mieszczańskich służby. Do miast i miasteczek na służbę ze wsi emigrowały tzw. „niechciane córki”, czyli trzecie, czwarte itd. córki rodzin chłopskich, dla których brak było pieniędzy na posag – ponieważ wartość tego, co te dziewczyny mogły wnieść do gospodarstwa swoją pracą nie rekompensowała kosztów ich utrzymania dla rodziny. Po kilkuletnim okresie pracy w mieście albo wracały na wieś z uzbieranym posagiem, albo wychodziły za mąż za drobnych rzemieślników, dorożkarzy itp. – zasadą wśród kobiecej służby domowej było, że po zamążpójściu dziewczyny przestawały pracować. W ich przypadku łączenie macierzyństwa z pracą było niewykonalne – praca służącej trwała nierzadko non-stop od 5 rano do północy, jako że należało wstać przed państwem i położyć się spać po chlebodawcach.

Katorżnicza służba

Typowy miejski dom na przełomie XIX/XX wieku zatrudniał jedną służącą do wszystkiego i była to praca bardzo ciężka fizycznie, biorąc pod uwagę ilość przedźwiganych kilogramów i przemierzonych kilometrów.

Codzienne oświetlanie przy pomocy lamp naftowych całego domu (ulegając oparzeniom), ciągłe noszenie hektolitrów wody na piętra ze studni na podwórzu, dźwiganie kilogramów węgla i drewna na opał do pieców, kominków i pod kuchnię, nieustanne: gotowanie, pranie, prasowanie, sprzątanie i codzienne zakupy świeżej żywności dla kilkuosobowej rodziny – to charakterystyka zwykłego funkcjonowania domu w owych czasach, bez dzisiejszych udogodnień, typu: instalacja wodna, elektryczna, c.o., lodówki, pralki. A przy tym wszystkim praca robotnic domowych, w przeciwieństwie do robotnic fabrycznych, była pracą alienującą, samotną, bez ochrony przed molestowaniem czy nadużyciem.

Obie książki, które rzucają tak nowe i fascynujące światło na problem pracy kobiet w ujęciu historycznym, dostępne są w księgarni w Milanówku przy ul. Kościuszki.

Tekst i foto: Sylwia Pańków

Like this Article? Share it!

About The Author

Comments are closed.